Czytaliście już “Jej wszystkie życia” Kate Atkinson? Tak? To się świetnie składa, bo “Bóg pośród ruin” to jej kontynuacja. Może nie bezpośrednia, powiedziałabym, bardziej równoległa, jako że tym razem będziemy obserwatorami życia Teda Todd, brata Ursuli (głównej bohaterki “Jej wszystkie życia”).
W głębi duszy wszyscy jesteśmy prymitywnymi istotami, dlatego musieliśmy wymyślić Boga, aby był głosem naszych sumień. W przeciwnym razie byśmy się nawzajem powybijali.
– Wydaje mi się, że właśnie to robimy.
I tym razem autorce udało się mnie zaskoczyć. Zupełnie nie spodziewałam się odnaleźć w Atkinson Irvinga. Jak wiecie John Irving to mój ukochany autor, więc to jak najbardziej komplement dla Kate Atkinson. Autorka pisze z podobną lekkością, co mój ulubieniec, a powieść “Bóg pośród ruin” stylem przypomina tego słynnego amerykańskiego pisarza. Podobieństwo to polega głównie na dygresjach, drobnych komentarzach różnych bohaterów na temat omawianej właśnie sytuacji. Wspólne są również wydarzenia tragikomicznie, momentami chce się płakać przez łzy. I choć niektóre wydarzenia mogą wydawać się mało realistyczne, są tak opisane, że w pewnym momencie uznajesz, że tak, mimo wszystko, to się mogło wydarzyć.
Bohaterowie są bardzo mocną stroną powieści. Zaczynając od Teddiego, mojego ulubionego bohatera, którego po prostu nie sposób nie lubić. Teddy to brat Ursuli, ale to go właściwie nie charakteryzuje. Teddy kocha przyrodę i literaturę, Jest odrobinę niezdecydowany i trochę jakby pasywny, ale w momencie, gdy zaciąga się do RAF-u, rysy jego charakteru nabierają trochę innej wyrazistości. Dość powiedzieć, że Teddy jest świetnym zarówno lotnikiem jak i kompanem. Jego załoga nie może się nim nachwalić, a sam Teddy po prostu skromnie dba o chłopaków, żeby krzywda im się nie stała.
Naprawdę, bardzo go lubię. Jest inteligentny, oczytany i jest dobrym człowiekiem. Bardzo kocha swoje wnuki. Szkoda, że córka zupełnie mu się nie udała. Viola jest egoistką do kwadratu. Nie dba o nikogo, tylko o siebie. Uważa się za najmądrzejszą, a wszystko robi tylko po to, żeby jej samej było wygodnie. Ucierpią na tym dzieci, oczywiście. Sunny’ego nawet raz oddała do jego “nie babci” czarownicy. Sunny i Bertie wprost nie mogli uwierzyć, że mogła to zrobić. Ja również. Rany, jak mnie ta Viola irytowała! Niewiarygodne, jak z dwójki tak wspaniałych ludzi mogła wyjść tak nieprzyjemna osoba.
Viola poprosiła odźwiernego o zamówienie taksówki do Topolowego Wzgórza. Dzień spędzony z ojcem będzie odpowiednią pokutą za miniony wieczór. W ramach dodatkowego zadośćuczynienia obejrzy z nim relację z obchodów diamentowego jubileuszu królowej.
Sunny, dziecko niekochane przez matkę, świadek śmierci zaćpanego ojca, to dziecko zahukane i niepewne. Chyba tylko jeden Teddy, najukochańszy dziadek, wie, co siedzi w jego głowie i próbuje mu pomóc. W jaki sposób? Kochając, najzwyczajniej.
Sunny wzruszył ramionami – Makabryczne. – Kolejne wzruszenie ramion. – Przerażające.
Teddy nie pojmował fascynacji dzisiejszej młodzieży ciemną stroną życia. Może wynikała stąd, że sami nic podobnego nie przeżyli. Wychowani w świecie bez mroku za wszelką cenę starali się rozpostrzeć nad nim własny mrok. Dzień wcześniej Sunny wyznał mu na przykład, że chciałby być wampirem.
Natomiast Bertie, ukochana wnuczka, to komentator wszystkiego, co się wokół dzieje. Wszelakie wydarzenia rodzinne i światowe nie pozostawia bez komentarza. A co ciekawe, zwykle bardzo trafnego. Bertie przypomina mi trochę małą Lilly Berry z “Hotelu New Hampshire” Johna Irvinga (“Mijaj zdrów otwarte okna”). Jest osobą szczerą do bólu. Bardzo to w niej cenię.
Bertie usiłowała zabić czas wymyślaniem rymów do “farmazon” (gazon, wazon, Jazon, garnizon), w końcu zdesperowana zaczęła przetrząsać swój wyimaginowany węzełek z pięknymi słowami, który nosiła jako talizman dla obrony przed wstrętnym materialistycznym światem.
No i jeszcze żona Teda, Nancy, najbardziej altruistyczna z kobiet. Szkoda, że nie spędziliśmy z nią więcej czasu. Szkoda, że Viola nie miała takiej okazji, może matka wypleniłaby z niej choć odrobinę egoizmu, zasiała trochę dobroci… Choć z drugiej strony, skoro Tedowi się nie udało?
Ilekroć Teddy wspominał Nancy, często wyobrażał ja sobie siedzącą przy fortepianie. A wspominał ją codziennie, podobnie jak tyle innych osób. Nieprzebrane zastępy umarłych… Uważał, że zachowanie ich w pamięci jest swego rodzaju obowiązkiem. Nie zawsze miało to związek z miłością.
Tak oto macie mały obraz rodziny Teddiego Todda. Kate Atkinson w swojej powieści “Bóg pośród ruin” przedstawia ich dzieje od momentu, gdy Ted był małym chłopcem i poznał Nancy, do momentu jego śmierci. Będziecie mogli prześledzić jego dzieje, i dzieje najbliższych, towarzyszyć przy najważniejszych momentach życiowych. Atkinson świetnie się spisała nadając sadze ciekawego kolorytu, dzięki czemu od książki aż trudno było się oderwać. Przygotujcie się nie wiele skoków w czasie, wspomnień i powrotów, które nadają powieści interesującego charakteru.
Mimo, że posiadam “A God in Ruins” w papierowym oryginalnym wydaniu, zdecydowałam się na czytanie jej po polsku w aplikacji Legimi. Zwyczajnie, dlatego, że po pierwszych kilku stronach po angielsku zauważyłam, że nie wiem, o czym czytam